Światowa Rada Sportów Motorowych FIA zatwierdziła podczas elektronicznego głosowania kalendarz F1 na sezon 2023.
Sezon Formuły 1 w 2023 roku będzie liczył 24 wyścigi. Będzie to zatem najdłuższy sezon w historii tej dyscypliny. Przy okazji warto tu zaznaczyć, że Formuła 1 dobiła tym samym do limitu możliwych wyścigów do rozegrania w sezonie. Aktualne umowy komercyjne z zespołami nie pozwalają bowiem na większą ilość wyścigów w sezonie.
Właściciel Formuły 1, spółka Liberty Media, obiecywał, że w kalendarzu na sezon 2023 dojdzie do kilku przesunięć, aby usprawnić logistykę i zmniejszyć podróże. Ostateczny kształt kalendarza kompletnie tym założeniom zaprzecza. Wskazać choćby należy, iż po wyścigu w Azerbejdżanie (30 kwietnia) zespoły będą musiały przetransportować się do Stanów Zjednoczonych na GP Miami (7 maja) by następnie… wrócić do Europy na GP Emilii Romanii na torze Imola. Co więcej zamiast zrobić wszystkie wyścigi po kolei na torach w Europie, zespoły muszą po GP Hiszpanii przenieść się do Kanady, a następnie wrócić do Europy na GP Austrii. Niezrozumiałe w mojej ocenie, kierując się założeniami Liberty Media i FIA jest brak organizacji wszystkich wyścigów w USA kolejno po sobie. Zamiast tego GP Miami mamy 7 maja, GP USA 22 października, następnie jest GP Meksyku i Brazylii, a później zespoły muszą znów wrócić do Stanów na debiutujący w kalendarzu wyścig w Las Vegas. Z tego wyścigu zespoły znów muszą pokonać wiele tysięcy kilometrów na GP Abu Dhabi. Trudno zatem uznać, aby taki kształt kalendarza usprawniał logistykę i ciął ilość podróży i idące za tym koszty.
Z istotnych zmian - poza wyścigiem w Las Vegas- wskazać należy, iż w przyszłym roku Formuła 1 nie pojawi się we Francji, gdyż kontrakt na organizację wyścigu na torze Paul Ricard nie został przedłużony. Powrócą za to wyścigi o GP Chin (tu stawiamy jednak znak zapytania z uwagi na obowiązujące w dalszym ciągu restrykcyjne przepisy covidowe) oraz o GP Kataru. Ogłoszone zostało również przedłużenie kontraktu na organizację GP Monako na sezony 2023-2025.
